Dlaczego pokochaliśmy wykłady motywacyjne?

Dlaczego pokochaliśmy wykłady motywacyjne?

Trudno oprzeć się wrażeniu, że żyjemy w dziwnych czasach. Osobiście nazywam je „dobą kryzysu autorytetów”. Dlaczego? Dziś nie wiadomo, komu warto wierzyć.

Według aktualnych statystyk rośnie liczba rozwodów, z czego można by wysnuć wniosek, że oparcie w rodzinie zaczyna być powoli dobrem deficytowym. Zaufanie do instytucji odpowiedzialnych za wyznaczanie kierunków rozwoju i stwarzanie poczucia bezpieczeństwa jest nadwyrężone - nieustannie ujawniają się afery i skandale z udziałem osób u władzy oraz duchownych. Za to rośnie poparcie polityczne dla osób dotychczas kojarzonych z rozrywką. Film „Joker” stanowiący mocną krytykę zastanego systemu zdobywa błyskawicznie ogromną popularność. Wystarczy, aby stwierdzić, że szukamy wiarygodności gdzie indziej, niż dotychczas.

Świadectwem tego jest także różnica w naszej komunikacji z klientami dziś i w przeszłości. Kiedy 4 lata temu uruchomiliśmy agencję mówców, dziedzina wykładów motywacyjnych dopiero raczkowała w Polsce. Pamiętam pierwsze dni po uruchomieniu serwisu w Internecie. Spotykaliśmy się z reakcjami w rodzaju „Bardzo ładna strona, kupiłbym coś…ale co wy właściwie sprzedajecie?”. W przychodzących zapytaniach o usługi nie było choćby podstawowego rozróżnienia na coaching, warsztaty, power speech, szkolenia czy inne formy wystąpień publicznych – wszystko jednakowo oznaczało gadającą głowę, która miała zagospodarować określony blok czasu. Dopiero dziś klienci piszą rozbudowane brief’y, nakierowane na przedstawienie sytuacji w firmie i rozwiązanie złożonych problemów w zespole. Starannie dobierają mówców oraz prezentowane przez nich tematy. Oczekują precyzyjnych rozmów na temat planowanych treści. Są świadomi potęgi narzędzia, jakim jest wykład motywacyjny.

Wpisując w Internecie hasło „autorytety młodzieży w Polsce” natrafiłem na informację, że najczęściej podawaną osobą jest świętej pamięci Jan Paweł II, a zaraz potem pojawiła się… Angelina Jolie i kilku innych aktorów oraz youtuberów. Dziś już nie martwi mnie to tak bardzo, ponieważ wiem, że wiele osób z tak zwanej „sfery publicznej” – niekoniecznie do tej pory kojarzonych w pierwszym rzucie ze słowem „autorytet” - ma coś cennego do przekazania. Tym czymś jest własna historia, zamiast wiedzy wyczytanej w podręcznikach. Niepowtarzalna i niepodważalna. Opowiedziana przez pryzmat użyteczności dla innych i przełożona na wnioski przydatne potrzebującym inspiracji - nabiera mocy.

Kto byłby bardziej wiarygodny przed zespołem, w którym brakuje dobrego przywódcy, niż wygłaszający swój wykład generał, odpowiedzialny za setki osób w ekstremalnych warunkach? Czy ktoś lepiej opowiada o zarządzaniu ryzykiem, niż kierowca rajdowy, który ryzykuje na każdym zakręcie? Komu zaufałbym bardziej w kwestii kształtowania wizerunku w Internecie, niż postaci, która założyła pierwszą agencję social mediową w Polsce? No, może tylko osobie, która sama przeżyła ogromny kryzys wizerunkowy w sieci. Każda z tych postaci oferuje swoje speech’e.

Ze wszystkich do tej pory obejrzanych wykładów – a było ich lekką ręką kilkaset – najbardziej utkwiło mi w pamięci wystąpienie Łukasza Krasonia, podczas jego autorskiego wydarzenia „Nie musisz być idealny, aby osiągać niemożliwe”. Wyobraźcie sobie taką scenerię. Piękna, monumentalna, ale bardzo oszczędna w dekoracjach sala Studia Koncertowego Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie. Dookoła tylko biel i drewno. Na ogromnej, drewnianej scenie brak jakiejkolwiek scenografii. Nad głową nie znajdziemy żadnych świateł – wyłącznie pojedynczy, długi, biały snop. W nim skąpany ledwie widoczny zarys wózka inwalidzkiego z jeszcze mniej dostrzegalnym Łukaszem. Poniżej 300 osób, milczących, zasłuchanych. Łukasz mówi bardzo powoli, waży słowa. Przypomina to opowieść druha przy ognisku, który swoja historią przykuł uwagę drużyny. Długo rozwija myśli, pointa zdaje się nie nadchodzić. Momentami ma się wrażenie, że wręcz zapomniał, co chce powiedzieć – ale to wrażenie jest mylne. Kontynuuje. Mija 30 minut, po chwili ciszy rozlegają się owacje na stojąco. Łzy wzruszenia lecą po policzkach. Ludzie podchodzą i mówią „właśnie zmieniłeś moje życie”.

Nie dajmy się nabrać na to, że wykład motywacyjny to pełna gestykulacji i teatralności, wyuczona przemowa. Do takiego myślenia przyzwyczaił nas napływ treści zza oceanu, polegających na powtarzaniu nic nie znaczących mantr, pełnych czczych banałów takich jak „możesz wszystko”, „jesteś diamentem” czy „wszystko Ci się należy”.  Prawdziwa historia broni się sama – bez potrzeby składania rąk w piramidkę i odpalania fajerwerków.

To wszystko napawa mnie optymizmem. Oznacza bowiem, że w tych dziwnych czasach nadal zależy nam na drugim człowieku. Jesteśmy ciekawi jego historii. Otwieramy się na inność, uczymy pokory, tolerancji czy życzliwości. Życzmy sobie jak najwięcej takich jednoczących chwil.