Przyda nam się rachunek sumienia

Przyda nam się rachunek sumienia

Przez ostatnie tygodnie wszyscy patrzymy, jak płonie świat, który znaliśmy, bo jeden gość w Chinach zjadł niedogotowanego nietoperza. Wszyscy próbujemy odgadnąć, co uda się odbudować na zgliszczach, które zostaną. Postawieni przed przymusem zatrzymania się, zaczynamy również zastanawiać się nad sobą. Co prawda koronawirus to (raczej) nie jest (jeszcze) sąd ostateczny ale taki rachunek grzechów wszystkim nam się bardzo przyda. A co mówi moje sumienie? 

Na przykład to, że w ostatnich latach daliśmy się uwieść barbarzyńskiej dyktaturze ciągłego wzrostu, wierząc, że życie ma sens jedynie wtedy, kiedy cały czas chcemy "wincyj", bardziej, dalej. Stworzyliśmy ekonomię opartą na zasadzie, że chciwość jest dobra, zużywając przy tym zasoby Ziemi w tempie kilkukrotnie szybszym, niż ona jest w stanie je odradzać. Za współczesnych bogów uznaliśmy tych, którzy potrafili zgromadzić najwięcej, nieistotne jakim kosztem, celebrując ich ostentacyjne bogactwo w rozmaitych rankingach. 

Daliśmy sobie wmówić, że powinniśmy cały czas dążyć do bycia "lepszą wersją siebie", tak jakby bycie po prostu sobą nie było wystarczająco dobre. Poszliśmy za mantrą, że każdy może być kim tylko zechce, jeśli tylko będzie chciał wystarczająco mocno. Frustrowaliśmy się, że od samego chcenia jednak nie bardzo nam to wychodzi. Tak bardzo skupiliśmy się na pogoni za tą lepszą wersją siebie, za czubkiem własnego nosa, z klapkami na oczach, że dopiero teraz, powstrzymani przez wyjątkową sytuację, zaczynamy dostrzegać wokół nas innych ludzi. Czasem nawet tych, obok których przez lata żyliśmy pod jednym dachem.

Za kapłanów masowej wyobraźni obraliśmy tych, którzy najskuteczniej potrafią udawać "fajne, jakościowe życie" w mediach społecznościowych. Za wyznacznik tej jakości uznając wyćwiczone pośladki, płaskie brzuchy, modnie dobrane stylizacje i dodatki, wystane w długich kolejkach, przepłacone sneakersy, wprawnie zrobione makijaże oraz dewizowo, dostatnio, luksusowo lśniące tła dla ciał, prężących się w nienaturalnych pozach. Futerałów na duszę, modlących się do Kim Kardashian i podobnie jak ona karmiących miliony swoich followersów tandetnym, przeraźliwie pustym, konsumpcyjnym banałem. 

Daliśmy publiczne prawo głosu niemądrym szkodnikom, takim jak znachorzy-naciągacze, fanatyczni wrogowie szczepionek, tropiciele chemtrailsów, płaskoziemcy i inni wyznawcy „alternatywnej” rzeczywistości, traktując ich wyssane z palca brednie na równi z wieloletnimi badaniami naukowców. Wietrząc w ich dokonaniach teorie spiskowe i na przekór nim, pokładając zaufanie w średniowiecznych zabobonach, skwapliwie rozpowszechnianych na internetowych forach. „Bo skoro tyle osób o tym pisze, to musi być prawda, co nie?”. Ciekawe gdzie teraz podziewają się ci wszyscy domorośli krytycy nauki, postępu i zdrowego rozsądku? Pewnie stoją ramię w ramię z lekarzami na froncie tej globalnej wojny. Pewnie są bardzo zajęci leczeniem tysięcy pacjentów lewoskrętną witaminą C oraz zastrzykami z perhydrolu. Pewnie dlatego ich aktywność chwilowo nieco osłabła. Ale niedługo wrócą, spokojna głowa. 

Jeśli brzmi to trochę gorzko, to dlatego, że rachunek sumienia nigdy nie jest łatwy, jeśli ma być szczery. Domyślam się jednak, że nie jestem w tym sam. Że wielu z Was, rozglądając się po opustoszałych ulicach, po których przemykają duchy niedawnej, zupełnie innej rzeczywistości, zaczęła dostrzegać to samo. W tym nadzieja. Że uda się ten świat odbudować trochę lepszym. Mądrzejszym. Wrażliwszym. Choćby i na chwilę, zanim znów wjedziemy na dawne tory.